Z Promienka wyrusza na Syberię

MAREK-OPONA (2)-min

Słabość do miejsc odludnych, nieskażonych cywilizacją wydaje się być cechą charakterystyczną podróżnika, który za chwilę, 1 marca, wyruszy z Promienka, w gminie Pobiedziska w kolejną podróż. Marek Żebrowski będzie zmagał się z zamarzniętym Jeziorem Bajkał.

 

Był już na Islandii. Przemierzył fińską, szwedzką i norweską Laponię. Przewędrował Jostedalsbreen najdłuższy lodowiec Europy. Rowerem jeździł po drogach i bezdrożach Kuby. Żeby wyliczyć miejsca i trasy, jakie przemierzył w kraju pewnie zabrakłoby tu miejsca.
– Wybieram takie podróże, gdzie nie wszystko można zaplanować. Do Norwegii czy na Islandię jeździłem, ponieważ tam trzeba było zminimalizować swoje potrzeby, być gotowym na nagłe zmiany pogody. Wędrując po lodowcu, jest się zdanym wyłącznie na siebie – mówi Marek Żebrowski z Promienka.

Dziewięć lat temu przemierzył już Bajkał z południa na północ. Tym razem skuty lodem zbiornik wody, liczący sobie, jak twierdzą naukowcy ponad 25 milionów, lat chce przejść w miejscu, gdzie jest ono najgłębsze.

 

400 kilometrów bezdroży

– Trasa liczy około 430 km, ale tym razem pójdę nie po prostej, jak w roku 2009. Będę szedł zakosami, by dojść do interesujących mnie miejsc. A na Bajkale jest ogromnie wiele ciekawych miejsc – opowiada

Na wyspie Olchon na przykład spotkać można rdzennych mieszkańców tej części świata, czyli Buriatów. Odbywają się tam też zjazdy szamanów.

To rasa zbliżona rysami twarzy do Mongołów. Skąd się tam wzięli? Nie wiadomo. Buriaci zachowali swoje zwyczaje. Na pniach drzew, słupach zostawiają na przykład drobiny jedzenia papierosy, wódkę, drobny bilon. Ozdabiają takie miejsce kolorowymi skrawkami materiałów. Niekiedy słupy zamieniają się w rzeźby. Szczególnym miejscem jest skała Szamanka na wyspie Olchon. Tubylcy mówią o niej pałac bogów niebiańskich. Uważają też, że to jedno z najświętszych miejsc w Azji – opowiada podróżnik z Promienka.

Na tegorocznej trasie Marka Żebrowskiego jest też największa głębia Bajkału. Taflę lodu od dna dzieli ponad 1,5 kilometra, dokładnie 1637 metrów.

– Trudno zobaczyć, co jest pod warstwą lodu mająca metr grubości, ale czuje się jej delikatny ruch. W lodzie są pęcherzyki powietrza wypełnione śniegiem. Tam, gdzie rzeki uchodzą do Bajkału, widać różnobarwne kamienie. W tych miejscach lód jest najklarowniejszy. Ryb tam się nie dostrzeże – mówi.

Bajkał, najgłębsze jezioro na świecie, jest też największym zbiornikiem wody słodkiej. Zawiera 1/5 światowych jej zasobów (23km³). Zajmuje obszar równy Belgii (ok. 31 500 km²). Ma 639 kilometrów długości oraz prawie 80 km szerokości.

Rosyjska legenda mówi, że gdy Bóg leciał nad Syberią, jego ręce zmarzły i wypuścił wszystkie skarby, które trzymał. Najbardziej drogocennym klejnotem spośród nich był Bajkał.

 

Nocleg na lodzie

– Tam na lodzie, na jeziorze z dala od lądu spędzę w sumie pięć biwaków. Dotąd wędrując przez Bajkał, rozbijałem obozy tylko na skraju tajgi mówi Marek Żebrowski.

Pogoda nad Bajkałem jest w tym roku stabilna. Temperatura w dzień od minus 2 do minus 8. W nocy słupek rtęci na termometrach spada do minus 40 stopni.

– Zmiany temperatury w ciągu doby sprawiają, że lód pracuje, pęka, przemieszcza się. Ale skoro po Bajkale jeżdżą samochodami to i mnie uda się przejść – mówi Marek Żebrowski.

Zagrożeniem mogą być szczeliny. Jest ich mnóstwo. Przejście przez takie miejsce nie jest łatwe czy bezpieczne. Trzeba wydłużyć linkę od sanek i kiedy już samemu przekroczy się szczelinę, trzeba przeciągnąć sanki. Ważą one do 60 kilogramów.

Innym utrudnieniem na trasie będą torosy. To swego rodzaju góry lodowe. Mogą mieć do 3 metrów wysokości. Co roku są w innych miejscach, trzeba niekiedy nadkładać sporo drogi, by je ominąć, ale zwykle wychodzi to na dobre. Będąc na Bajkale widziałem takie góry już w odległości 200- 300 metrów od brzegu. Powstają, gdy lód napiera na brzeg. Kry wypiętrzają się, gdy Bajkał zaczyna zamarzać.

Legendy chętnie opowiadane przez lokalną ludność mówią, że stary ojciec Bajkał złości się, gdy jest nazywany jeziorem. Jego gniew objawia się, jako sarma, kułtuk albo barguzin – huraganowy wiatr. Potrafi on wznieść falę na wysokość od 4 do 6 metrów.

 

Jak wędruje się po Bajkale?

– Wzdłuż wschodniego brzegu jest sporo śniegu. Na długich, śnieżnych polach można spokojnie śmigać na nartach – opowiada podróżnik.

Ponieważ jednak do nart ma przymocowane, tak zwane foki, może na nich pokonywać niezbyt strome podejścia czy nawet krótkie odcinki po lodzie.

– Tam natomiast, gdzie wiem, że jest długi odcinek lodu zakładam raki – dodaje.

Nad Bajkałem nie ma gwałtownych ociepleń. Jest sucho i zimno. Organizm w takich warunkach lepiej znosi mróz niż na przykład w Skandynawii. W tym roku w rejonie Bajkału temperatura wyjątkowo wcześnie spadła do minus 40 stopni C.

Żeby pokonać w trzy tygodnie zaplanowaną 400 kilometrowa trasę Marek Żebrowski będzie musiał przejść każdego nawet 28 kilometrów.

– Z wydłużaniem dystansu trzeba uważać. Jeżeli jest bardzo klarowne powietrze może się wydawać, że do zaplanowanego miejsca, na przykład brzegu jest bliżej niż w rzeczywistości. Wtedy mimo woli można wydłużyć dystans. W poprzednich latach ciągnąc sanki, przeszedłem w ciągu dnia ponad 30 kilometrów. Ale to odbiło się następnego dnia – opowiada Marek.

 

Pobudka przed wschodem słońca

Dzień podróżnika w czasie syberyjskiej eskapady zaczyna się już o godzinie 5. Słońce jednak wstaje około godz. 8.

– Pierwsze trzy godziny poświęcam na przygotowanie śniadania i ciepłego posiłku, który będzie obiadem. Termos z ugotowaną zupą zawijam w zapasową odzież i chowam na sankach. Marsz zaczynam około godz. 8. Obiad jem zwykle około godz. 14 – opowiada podróżnik. dzień w marcu wydłuża się aż o godzinę. I trwa na początku do 18: 30, a na końcu marca do 19:30.

 

Żywność trzymaj blisko ciała

Na lodowej pustyni, jaką jest zamarznięty Bajkał, nawet jedzenie może przysporzyć problemów. Chleba nie sposób zabrać, ponieważ zamarzłby na kamień. Jego namiastką jest, więc pieczywo chrupkie. Wędlina musi być pokrojona na kawałki lub w plastry. I tak przed jedzeniem trzeba ją podgrzewać.

– Zabieram ze sobą sporo makaronu, kasze błyskawiczne, musli, suszone warzywa, kostki rosołowe. I z tego na biwaku gotuję zupy. Wszystko przed rozpoczęciem podróży porcjuję w oddzielnych woreczkach. Gotowe porcje wrzucam na wrzątek, a później przelewam do termosu jedzeniowego. Po 15 minutach zupa jest gotowa – zdradza sekrety kuchni biwakowej podróżnik Marek Żebrowski.

– W trakcie marszu, co mniej więcej godzinę, posilam się, by nie opaść całkiem z sił. Przygryzam nadziewaną czekoladę, albo suszone owoce. Trzymam je w kieszeni, blisko ciała by nie były za twarde, dały się ugryźć. Z wrzątku w termosie sporządzam gorącą czekoladę, kakao – mówi mieszkaniec Promienka.

Co kilka dni wędrowiec spotyka na jeziorze rybaków. To są bardzo gościnni ludzie. Są też ciekawi świata. Dopytują skąd jest. Częstują omulem. To ryba z rodziny łososiowatych. Je się ją soloną na surowo, albo pieczoną lub gotowaną. Jest naprawdę smaczna.

– Tyle, że w czasie wędrówki na gotowanie i pieczenie większej szansy nie ma – dodaje obieżyświat z maleńkiego Promienka.

 

Jak będzie w czasie wyprawy, jaka zacznie się za kilka dni? Przekonamy się po powrocie Marka Żebrowskiego z dalekiej Syberii.