Szczęście mierzone kilometrami – UltraRoztocze

IMG_20211008_135607_01

Były wąwozy i mokradła, kamieniołomy i podbiegi – słowem moc wrażeń, jakich na co dzień się nie doświadcza – opowiada Agnieszka Zywert, mieszkanka gminy Pobiedziska, uczestniczka biegu UltraRoztocze na dystansie 120 kilometrów.

Bieg rozpoczął się w Zwierzyńcu, o godz. 4:00. Była mgła. Nieco ponad setka uczestników tradycyjnie, ale i obowiązkowo miała włączone latarki-czołówki. Długie rękawki chroniły przed chłodem.

– To, co z biegu najbardziej pozostaje w pamięci to ogromna ilość osób życzliwych, uśmiechniętych. Pozdrawiali nas kibice zaskoczeni długością naszej trasy. Pozdrawiali kolarze, którzy startowali na trasie MTB. Taki bieg to fantastyczna przygoda. Wspaniali ludzie na punktach, wolontariusze, strażacy. To wspaniała przygoda.

– Zaczęłam spokojnie, bo trasa długa i było ciemno. Gdzieś około dwudziestego kilometra potknęłam się, najpewniej o korzeń i upadłam. Pozbierałam się i biegłam dalej. Na 36 kilometrze, w Józefowie był pierwszy, tak zwany bufet. Kolejny punkt w Suściu, a trzeci w Krasnobrodzie. Wszystkie dobrze zaopatrzone. Były arbuzy, zupa-krem warzywna w kolorze pomarańczowym. I co najważniejsze w każdym z tych punktów spotykałam serdecznych ludzi, którzy starali się biegaczom jak najbardziej pomóc. W Krasnobrodzie na przykład czekała na nas muzyka. Za ostatnim zaś zawodnikiem, tam gdzie było to możliwe, jechał wolontariusz na rowerze.

Niezłe bagno

– Ponieważ rok wcześniej pokonałam na Roztoczu dystans sześćdziesięciu kilometrów, pamiętałam, że będzie przejście przez tak zwane bobrowisko. To fragment, gdzie trzeba przejść przez bagno. Są tam głębokie doły. Można wpaść po kolana. W ubiegłym roku było jednak więcej wody – opowiada mieszkanka gminy Pobiedziska. Bieg na takim dystansie nie może się bez niego obyć? Kryzys. Pojawił się po setnym kilometrze. Znów było ciemno, robiło się coraz zimniej.

– Owinęłam się w folię aluminiową, żeby ograniczyć ubytek ciepła i sił. Długimi odcinkami szliśmy, mówię: szliśmy, bo biegłam z Bogdanem Małkowskim, tak jak na tegorocznym Rzeźniku” w zespole „Biegowi Łowcy Przygód”.

Na UltraRoztoczu też są podejścia. Najtrudniejsze biegacze ochrzcili mianem Mordoru. Sporo tam błota. Są zwalone drzewa, pod którymi trzeba przechodzić. Żałowałam, że nie zabrałem na trasę kijków – mówi Agnieszka Zywert. Wybierając się na Roztocze, ma się też okazję być w Sopocie. Jak to możliwe? Jeden ze strumieni, jakie biegacze pokonują to właśnie Sopot. Przepływa on przez Starą Papiernię – zakład, w którym produkowano papier.

 

Las po ciemku?

W światłach czołówek trasę wyznaczają taśmy pomalowane fluorescencyjną farbą. Zmysły się wyostrzają. Wytęża się słuch.

– Lubię biegać zimą Jakieś zwierzę przebiegło nam przez drogę, ale nie było widać, co to było. Chyba lis. Biegłam z kolegą, więc się nie bałam. Gdy zapadły ciemności, zrobiło się bardzo zimno i byłam coraz bardziej zmęczona. Dokuczał odcisk na stopie, dawało się we znaki biodro, bo gdzieś w połowie dystansu przewróciłam się i upadłam na nie. Chęć dotarcia do mety, osiągnięcia celu, była silniejsza – wspomina Agnieszka Zywert. Na mecie, każdy, kto ją osiągnął, dostawał Pasek Finishera biegu UltraRoztocze z ozdobną klamrą. Przedtem jednak było pasowanie na Finishera, tym właśnie pasem. Do której części ciała pas był dopasowywany? Niech każdy się domyśli. Była jeszcze odrobina specjału zwanego Darem Roztocza do wypicia – opowiada Agnieszka Zywert. W tym roku biegaczka z Pobiedzisk pokonała trasę Biegu Rzeźnika, Murowaną Dychę w Murowanej Goślinie, Bieg Lechitów, maraton koleżeński w Smogorzewcu organizowany przez biegacza z grupy Spartan. Obchodził on w ten sposób swój setny maraton.

 

Styczeń na Roztoczu?

A co w planach? W kolejnym sezonie biegaczka planuje udział w kolejnym biegu z cyklu UltraRoztocze tym razem w Zimowym UltraRoztoczu. To sześćdziesięciokilometrowy bieg rozgrywany w styczniu. Przygotowania do niego odbędą się na polnych i leśnych ścieżkach gminy Pobiedziska.

– Biegam nad Jeziorem Dobre, nad Kazaniem, w okolicy Nowej Górki. Wybieram teren pofałdowany, bo jest ciekawszy. Lubię biegać zimą. Towarzyszy mi pies,  który mimo swoich lat, potrafi przebiec 10 kilometrów. Na treningu jego nos szaleje ze szczęścia. Nie dość, że las pachnie , to jeszcze w pobliżu są stadniny koni. Oboje wracamy szczęśliwi — opowiada.

Czas biegaczki z Pobiedzisk 23 godz. 49 minut, co dało jej 86 miejsce.

fot. archiwum A. Zywert